Jestem
zmęczona. Jestem jak szary koc. Wchłonęłam go w siebie, a on zajął całe ciało.
Wkradł się do oczu, krwi i myśli. To chyba za dużo powiedziane. Ja nie myślę.
Od roku. Moje myśli są jak szare włókna.
Plączą się wzajemnie, rozrastają jak
mech i wysysają resztki łzawej wilgoci.
Od roku
jestem sama. Znajomi litują się nad młodą wdową, ale ja myślę, że to z litości.
Uśmiecham się, dziwiąc się, jak to możliwe, że jeszcze mięśnie twarzy pamiętają
jak to robić. Najchętniej wolałabym nikogo nie widzieć. To mnie męczy. Nie
potrafię ot tak, pstryk! wskoczyć w ich nastrój, a potem w samotności odreagowywać
ten wysiłek.
Lubię
jednakowe dni. Identyczne. Czas wtedy płynie rytmicznie. Poukładany w sekwencje
zdarzeń, których nie można uniknąć. Sen, prysznic, jedzenie, wino, wino, wino,
jedzenie, prysznic, sen. Czasem anonimowe zakupy w Tesco. Tam można pójść w
piżamie. Nikt na mnie nie patrzy i ja nie widzę nikogo. Widzę towary na
półkach. Z dużym wysiłkiem dokonuję wyboru. Muszę przecież coś jeść i pić.
Wino, tak, lubię szczep Merlot albo Cabernet Sauvignion, ostatecznie Pinot
Noir. Zupełnie jakby z całego mojego zasobu potrzeb pozostało tylko wino. Do
tego ser Camembert i bagietka ze świeżym masłem.
Moje potrzeby niebezpiecznie się skurczyły,
najważniejsze, by było wino. Trochę w ciągu dnia, a więcej wieczorem, aby
lepiej spać. Może to jest ta cieniutka nić, jaka łączy mnie jeszcze z
Ludwikiem.
Ludwik
Wspaniały, mój Król Słońce, Najlepszy Przyjaciel.
Patrzę na
jego fotografię w czarnej ramce. Postawiłam ją rok temu na moim biurku, obok
laptopa. Kieliszek z winem stoi między nim, a fotografią. Oświetlony światłem
małej lampki do klawiatury, wygląda jakby stał między mną a nim. Opieram brodę
na złączonych dłoniach i nie wiem co dalej robić. Co mam zrobić ze sobą?
Trzy lata
byłam królową. Koronacji dokonał Ludwik. Trzy lata temu, powiedziałam: TAK!
Wyrachowane
TAK. Wstrętne, wyrachowane, kłamliwe i podstępne TAK! Przez całe trzy lata
musiałam żyć z moim kłamstwem. I żyję nadal, w niezakończonym kłamstwie,
oszustwie, które pożera mnie od wewnątrz. Umarł będąc nieświadomy, jak bardzo
jestem skażona tym, co mu zrobiłam. Jemu i sobie zarazem. Stworzyłam piekło,
moje piekło.
Otwieram
pokrywę laptopa. Wciskam przycisk. Wpisuję hasło. Co dalej? Patrzę w oczy
Ludwikowi. Wypijam do niego łyk wina. Odstawiam kieliszek. Czuję jego obecność.
Po dwóch kieliszkach, nabieram pewności. Po trzech, jestem pewna. Ten wieczór
jest dla nas.
Przecież on
tu jest. Ma jeszcze swoją skrzynkę Mailową. Jest na Facebooku, czyli jakby
istniał wirtualnie! Otwieram swoją pocztę na gmailu. NAPISZ NOWY LIST.
Poproszę,
nowy list. Wybieram jego adres. Jest. Teraz kursor miga w części tekstowej.
Miga zachęcająco, a ja nie wiem co mam zrobić. Popijam wino, patrzę w oczy
Ludwikowi. Kursor miga nadal. Denerwująca chwila. Coś ma się wydarzyć. Tu
wpisuje się treść. Treść. Zawartość moich myśli. O czym myślę? No właśnie. O
naszym pierwszym spotkaniu i o tamtej historii sprzed dwóch tygodni. O mojej
tajemnicy, która dopóki jest we mnie, jest tajemnicą. Jeśli choć jednej osobie
ją wyjawię, już nią nie będzie..
Komu ją
wyjawię? Tobie Ludwiku, tylko ty zasługujesz naprawdę.
Zaczynam
pisać.
Kochany Ludwiku,
Pamiętasz ten wieczór u Nowackich,
którzy zaprosili mnie i ciebie aby nas połączyć? Nie mylili się co do ciebie.
Wiedzieli, ze tak atrakcyjna kobieta jak ja, z pewnością zrobi na tobie wrażenie.
Jestem atrakcyjna, wiem, ale tego wieczoru
byłam nieobecna duchem. Dwa tygodnie wcześniej imprezowałam u mojej
przyjaciółki Alicji. Nie znasz jej. Wymiotłam wszystkich tamtych znajomych.
Znałeś tylko moich rodziców i niegroźnych przedstawicieli mojej przeszłości.
Trochę piliśmy, wiesz… takie tam
drinki, trochę trawki dla samopoczucia i zapomnienia o czymś tam… dla każdego o
czymś innym. W pewnej chwili poczułam się dziwnie. Chciało mi się spać. Wiem,
gdzie jest sypialnia Alicji. Podreptałam tam i ległam na jej łożu.
Nie wiem, co się działo potem. Kiedy
się obudziłam, stwierdziłam, że jestem naga, przykryta jedynie narzutą z łóżka
Alicji. Moje ubranie leżało na podłodze. Byłam brudna. Czułam się brudna. W
domu panowała cisza. Zeszłam na dół. Pobojowisko. Alicja spała na sofie. Nie
budząc jej, poszłam z powrotem na górę, do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam
się i wyszłam na zewnątrz. Złapałam taksówkę i wróciłam do siebie.
Spałam cały dzień i całą noc. Kiedy
już doszłam do siebie całkowicie, zaczęłam odtwarzać co pozostało w mojej
pamięci. Jakiś czarny przystawiał się do mnie.
-Blondynka,- mówił. Piękna, będziesz
moja, zobaczysz!
Pamiętam jego dotyk. Potem już prawie
nic.
Dwa tygodnie później zrozumiałam, że
jestem w ciąży. Test to potwierdził.
Dzieci nie biorą się z kapusty. To
stało się wtedy. Wiedziałam. Matka zawsze jest pewna. Krążyłam wokół tematu
szukając luk, że to niemożliwe, że to jakiś niedobry sen, zbudzę się z niego i będzie jak dawniej. Nie było.
Po dwóch dniach test powiedział to samo.
Wtedy Nowaccy zadzwonili do mnie.
Zaprosili mnie na kolację.
- Mamy dla ciebie niespodziankę,
zobaczysz.
Od pewnego czasu czuli się powołani
do zaznajomienia mnie z jakąś świetną partią, niebiańskim facetem, który
zawładnie mną, a oni będą świętować udane swaty.
Przyszłam raczej z obowiązku. Ubrana
na czarno, ze smutną twarzą i rozbieganym okiem, nie mogłam stanowić łakomego
kąska.
Siedziałeś w kącie czarnej skórzanej
kanapy, ubrany również na czarno, jakbyśmy stanowili czarną parę. Zerkałeś na
mnie ukradkiem, a ja pomyślałam: ot, nieśmiały facet, jeszcze jeden. Faceci
boją się pięknych kobiet. One ich onieśmielają. Nie wierzą, że mają takie same
szanse jak inni, napakowani, pewni siebie, sobowtóry Rambo.
Po pół godzinie siedzieliśmy obok
siebie. Po tygodniu, poszliśmy na kolację do indyjskiej restauracji, w której
melanż zapachów zgotował melanż dusz. Przez chwilę pomyślałam, że mógłbyś być
ojcem tego dziecka, przecież mogłoby się urodzić troszkę wcześniej niż powinno.
Po dwóch tygodniach, mieliśmy termin
ślubu cywilnego. A po trzech cudowny ślub kościelny w Kościeliskach. Kupiłam
sobie lawendową, szyfonową suknię ślubną, a ty w granatowym smokingu wyglądałeś
jak gwiazdor kina. Zapomniałam na moment o tym, o czym zapomnieć nie powinnam.
Pół
kieliszka wina błaga o uzupełnienie. Wstaję, i w kuchni dolewam kieliszek do
pełna.
…nie powinnam. Mogłam przecież
przypuścić, że ojcem jest ten czarny adorator. Miałam mało czasu, zastanawiam
się, czy ty, nawet gdyby urodziło się czarne dziecko, przyjąłbyś je jak swoje.
Pamiętasz, dowiedziałeś się, że
poroniłam. Przyszłam tuląc się do ciebie i powiedziałam:
- Było… i nie ma. Płakałam szczerze.
Długo nie mogliśmy, o Boże! nie mogliśmy przeżyć straty. Ja nie mogłam przeżyć
straty. To ja wiedziałam, że moje dziecko zniknęło w rynience, która znajduje
się w stole ginekologicznym pomiędzy moimi nogami.
Tuliłeś mnie. Całowałeś moje łzy. Byłeś
moją ostoją, oparciem, czułym cudownym kochankiem, przyjacielem. Nie zasłużyłam
sobie na ciebie.
Nie wiem co to miłość. Ta burza
zmysłów, która każe zrobić wszystko, aby związek trwał. Namiętność, krzyk,
wariactwo.
Nasz związek był aksamitny, łagodny,
jak ścieżka w ogrodzie, odkrywał piękno zwykłych kwiatów, gwarantując ciszę i
spokój.
Pokochałam cię po swojemu, bo nigdy
nie wiedziałam, jak powinno się kochać. Starałam się.
Teraz myślę, że powinnam opowiedzieć
ci o tamtej imprezie.
Twoja miłość do mnie, zrozumiałaby,
pokochałaby dziecko jak swoje, bez względu na kolor jego skóry. Potem
mielibyśmy jeszcze nasze, wytęsknione, i… los nas obojga wydałby inaczej. Taki
scenariusz być może nie przewidywałby twojej choroby. Już nigdy potem nie zaszłam
w ciążę. Czułam, że to kara za to co zrobiłam, że nie ma wybaczenia,
przynajmniej dla mnie.
A potem ty mnie opuściłeś. Tak bardzo
mi ciebie brakuje… nocą sięgam ręką do twojej poduszki i mam nadzieję, że tam
jesteś. A może jesteś?
Jestem sama. Samotna, i taką
pozostaję na zawsze.
Twoja żona Anna
Patrzę na
tekst. Jest. Wystukał się tak łatwo.
Jest mi lżej. I co ja mam z tym zrobić? Wysłać? Ot tak w próżnię? A co to jest
próżnia?
Klikam:
WYŚLIJ.