sobota, 27 sierpnia 2016

IN VINO VERITAS

Jestem zmęczona. Jestem jak szary koc. Wchłonęłam go w siebie, a on zajął całe ciało. Wkradł się do oczu, krwi i myśli. To chyba za dużo powiedziane. Ja nie myślę. Od roku. Moje myśli są jak szare włókna. 
Plączą się wzajemnie, rozrastają jak mech i wysysają resztki łzawej wilgoci. 

Od roku jestem sama. Znajomi litują się nad młodą wdową, ale ja myślę, że to z litości. Uśmiecham się, dziwiąc się, jak to możliwe, że jeszcze mięśnie twarzy pamiętają jak to robić. Najchętniej wolałabym nikogo nie widzieć. To mnie męczy. Nie potrafię ot tak, pstryk! wskoczyć w ich nastrój, a potem w samotności odreagowywać ten wysiłek.

Lubię jednakowe dni. Identyczne. Czas wtedy płynie rytmicznie. Poukładany w sekwencje zdarzeń, których nie można uniknąć. Sen, prysznic, jedzenie, wino, wino, wino, jedzenie, prysznic, sen. Czasem anonimowe zakupy w Tesco. Tam można pójść w piżamie. Nikt na mnie nie patrzy i ja nie widzę nikogo. Widzę towary na półkach. Z dużym wysiłkiem dokonuję wyboru. Muszę przecież coś jeść i pić. Wino, tak, lubię szczep Merlot albo Cabernet Sauvignion, ostatecznie Pinot Noir. Zupełnie jakby z całego mojego zasobu potrzeb pozostało tylko wino. Do tego ser Camembert i bagietka ze świeżym masłem.

Moje potrzeby niebezpiecznie się skurczyły, najważniejsze, by było wino. Trochę w ciągu dnia, a więcej wieczorem, aby lepiej spać. Może to jest ta cieniutka nić, jaka łączy mnie jeszcze z Ludwikiem.

Ludwik Wspaniały, mój Król Słońce, Najlepszy Przyjaciel.

Patrzę na jego fotografię w czarnej ramce. Postawiłam ją rok temu na moim biurku, obok laptopa. Kieliszek z winem stoi między nim, a fotografią. Oświetlony światłem małej lampki do klawiatury, wygląda jakby stał między mną a nim. Opieram brodę na złączonych dłoniach i nie wiem co dalej robić. Co mam zrobić ze sobą?
Trzy lata byłam królową. Koronacji dokonał Ludwik. Trzy lata temu, powiedziałam: TAK!
Wyrachowane TAK. Wstrętne, wyrachowane, kłamliwe i podstępne TAK! Przez całe trzy lata musiałam żyć z moim kłamstwem. I żyję nadal, w niezakończonym kłamstwie, oszustwie, które pożera mnie od wewnątrz. Umarł będąc nieświadomy, jak bardzo jestem skażona tym, co mu zrobiłam. Jemu i sobie zarazem. Stworzyłam piekło, moje piekło.

Otwieram pokrywę laptopa. Wciskam przycisk. Wpisuję hasło. Co dalej? Patrzę w oczy Ludwikowi. Wypijam do niego łyk wina. Odstawiam kieliszek. Czuję jego obecność. Po dwóch kieliszkach, nabieram pewności. Po trzech, jestem pewna. Ten wieczór jest dla nas.

Przecież on tu jest. Ma jeszcze swoją skrzynkę Mailową. Jest na Facebooku, czyli jakby istniał wirtualnie! Otwieram swoją pocztę na gmailu. NAPISZ NOWY LIST.
Poproszę, nowy list. Wybieram jego adres. Jest. Teraz kursor miga w części tekstowej. Miga zachęcająco, a ja nie wiem co mam zrobić. Popijam wino, patrzę w oczy Ludwikowi. Kursor miga nadal. Denerwująca chwila. Coś ma się wydarzyć. Tu wpisuje się treść. Treść. Zawartość moich myśli. O czym myślę? No właśnie. O naszym pierwszym spotkaniu i o tamtej historii sprzed dwóch tygodni. O mojej tajemnicy, która dopóki jest we mnie, jest tajemnicą. Jeśli choć jednej osobie ją wyjawię, już nią nie będzie..
Komu ją wyjawię? Tobie Ludwiku, tylko ty zasługujesz naprawdę.
Zaczynam pisać.

Kochany Ludwiku,
Pamiętasz ten wieczór u Nowackich, którzy zaprosili mnie i ciebie aby nas połączyć? Nie mylili się co do ciebie. Wiedzieli, ze tak atrakcyjna kobieta jak ja, z pewnością zrobi na tobie wrażenie.

Jestem atrakcyjna, wiem, ale tego wieczoru byłam nieobecna duchem. Dwa tygodnie wcześniej imprezowałam u mojej przyjaciółki Alicji. Nie znasz jej. Wymiotłam wszystkich tamtych znajomych. Znałeś tylko moich rodziców i niegroźnych przedstawicieli mojej przeszłości.

Trochę piliśmy, wiesz… takie tam drinki, trochę trawki dla samopoczucia i zapomnienia o czymś tam… dla każdego o czymś innym. W pewnej chwili poczułam się dziwnie. Chciało mi się spać. Wiem, gdzie jest sypialnia Alicji. Podreptałam tam i ległam na jej łożu.
Nie wiem, co się działo potem. Kiedy się obudziłam, stwierdziłam, że jestem naga, przykryta jedynie narzutą z łóżka Alicji. Moje ubranie leżało na podłodze. Byłam brudna. Czułam się brudna. W domu panowała cisza. Zeszłam na dół. Pobojowisko. Alicja spała na sofie. Nie budząc jej, poszłam z powrotem na górę, do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się i wyszłam na zewnątrz. Złapałam taksówkę i wróciłam do siebie.

Spałam cały dzień i całą noc. Kiedy już doszłam do siebie całkowicie, zaczęłam odtwarzać co pozostało w mojej pamięci. Jakiś czarny przystawiał się do mnie.
-Blondynka,- mówił. Piękna, będziesz moja, zobaczysz!
Pamiętam jego dotyk. Potem już prawie nic.

Dwa tygodnie później zrozumiałam, że jestem w ciąży. Test to potwierdził.
Dzieci nie biorą się z kapusty. To stało się wtedy. Wiedziałam. Matka zawsze jest pewna. Krążyłam wokół tematu szukając luk, że to niemożliwe, że to jakiś niedobry sen, zbudzę  się z niego i będzie jak dawniej. Nie było. Po dwóch dniach test powiedział to samo.

Wtedy Nowaccy zadzwonili do mnie. Zaprosili mnie na kolację.
- Mamy dla ciebie niespodziankę, zobaczysz.
Od pewnego czasu czuli się powołani do zaznajomienia mnie z jakąś świetną partią, niebiańskim facetem, który zawładnie mną, a oni będą świętować udane swaty.

Przyszłam raczej z obowiązku. Ubrana na czarno, ze smutną twarzą i rozbieganym okiem, nie mogłam stanowić łakomego kąska.
Siedziałeś w kącie czarnej skórzanej kanapy, ubrany również na czarno, jakbyśmy stanowili czarną parę. Zerkałeś na mnie ukradkiem, a ja pomyślałam: ot, nieśmiały facet, jeszcze jeden. Faceci boją się pięknych kobiet. One ich onieśmielają. Nie wierzą, że mają takie same szanse jak inni, napakowani, pewni siebie, sobowtóry Rambo.

Po pół godzinie siedzieliśmy obok siebie. Po tygodniu, poszliśmy na kolację do indyjskiej restauracji, w której melanż zapachów zgotował melanż dusz. Przez chwilę pomyślałam, że mógłbyś być ojcem tego dziecka, przecież mogłoby się urodzić troszkę wcześniej niż powinno.

Po dwóch tygodniach, mieliśmy termin ślubu cywilnego. A po trzech cudowny ślub kościelny w Kościeliskach. Kupiłam sobie lawendową, szyfonową suknię ślubną, a ty w granatowym smokingu wyglądałeś jak gwiazdor kina. Zapomniałam na moment o tym, o czym zapomnieć nie powinnam.

Pół kieliszka wina błaga o uzupełnienie. Wstaję, i w kuchni dolewam kieliszek do pełna.

…nie powinnam. Mogłam przecież przypuścić, że ojcem jest ten czarny adorator. Miałam mało czasu, zastanawiam się, czy ty, nawet gdyby urodziło się czarne dziecko, przyjąłbyś je jak swoje.

Pamiętasz, dowiedziałeś się, że poroniłam. Przyszłam tuląc się do ciebie i powiedziałam:
- Było… i nie ma. Płakałam szczerze. Długo nie mogliśmy, o Boże! nie mogliśmy przeżyć straty. Ja nie mogłam przeżyć straty. To ja wiedziałam, że moje dziecko zniknęło w rynience, która znajduje się w stole ginekologicznym pomiędzy moimi nogami.

Tuliłeś mnie. Całowałeś moje łzy. Byłeś moją ostoją, oparciem, czułym cudownym kochankiem, przyjacielem. Nie zasłużyłam sobie na ciebie.
Nie wiem co to miłość. Ta burza zmysłów, która każe zrobić wszystko, aby związek trwał. Namiętność, krzyk, wariactwo.
Nasz związek był aksamitny, łagodny, jak ścieżka w ogrodzie, odkrywał piękno zwykłych kwiatów, gwarantując ciszę i spokój.
Pokochałam cię po swojemu, bo nigdy nie wiedziałam, jak powinno się kochać. Starałam się.
Teraz myślę, że powinnam opowiedzieć ci o tamtej imprezie.
Twoja miłość do mnie, zrozumiałaby, pokochałaby dziecko jak swoje, bez względu na kolor jego skóry. Potem mielibyśmy jeszcze nasze, wytęsknione, i… los nas obojga wydałby inaczej. Taki scenariusz być może nie przewidywałby twojej choroby. Już nigdy potem nie zaszłam w ciążę. Czułam, że to kara za to co zrobiłam, że nie ma wybaczenia, przynajmniej dla mnie.
A potem ty mnie opuściłeś. Tak bardzo mi ciebie brakuje… nocą sięgam ręką do twojej poduszki i mam nadzieję, że tam jesteś. A może jesteś?
Jestem sama. Samotna, i taką pozostaję na zawsze.
Twoja  żona Anna

Patrzę na tekst.  Jest. Wystukał się tak łatwo. Jest mi lżej. I co ja mam z tym zrobić? Wysłać? Ot tak w próżnię? A co to jest próżnia?

Klikam: WYŚLIJ.