słowo:
ślady
Przez mgłę snu przedarł się jakiś
dźwięk. Coś jak skrzypnięcie a potem stukanie drewnem o drewno. Majka otworzyła
oczy i z przerażeniem stwierdziła, że jest w samym środku nocy. Była sama w
pokoju.
Przez okno wpadał promień
księżycowej poświaty, tworząc na podłodze jasny kwadrat okna.
To nieprzyjazna scenografia dla małej pięcioletniej dziewczynki z ogromną wyobraźnią i wrażliwością, jaką została obdarzona.
To nieprzyjazna scenografia dla małej pięcioletniej dziewczynki z ogromną wyobraźnią i wrażliwością, jaką została obdarzona.
Z pokoju rodziców dobiegało
rytmiczne sapanie taty. Głośno oddychał. Mama kiedyś wytłumaczyła jej, że tak
oddychają ludzie, którzy ciężko pracują fizycznie. Ich sen jest tak ciężki jak
ich praca. Nie wolno im przerywać, bo mogą umrzeć na zawał serca.
Majka przejęta tym, co mogłoby
się zdarzyć, gdyby obudziła tatę, nocą starała się być cichutko jak myszka.
Księżyc świecił coraz jaśniej,
albo oczy Majki otwierały się coraz szerzej, a sen gdzieś uleciał w tę zimową
noc,
i ukrył się pewnie pod chmurką. Co robić wtedy, gdy powinno się spać, a w głowie myśli plączą się ze strachem?
i ukrył się pewnie pod chmurką. Co robić wtedy, gdy powinno się spać, a w głowie myśli plączą się ze strachem?
Wsunęła pod kołdrę lewą stopę.
Zawsze bała się, że z tej czerni pod łóżkiem jakaś łapa chwyci ją za piętę. To
coś, znikało zawsze razem z zapaleniem światła. Włączyła więc dziecinną
lampeczkę przy łóżku.
- Już lepiej. – powiedziała –
Teraz nic się nie stanie. Oby tylko tata się nie obudził! Ale będę cichutko.
Rozejrzała się po swoim malutkim
pokoju. Mama ładnie złożyła jej dzienne ubranie na stołeczku. Jutro nie idzie
do przedszkola, więc będzie cały dzień z mamą i tatą.
- Zaraz, a gdzie jest miś i
lalka? – spytała samą siebie. – Oj, zostawiłam je na sofie w dolnym pokoju!
Pewnie zostawiła je na dole,
oglądając filmik dla dzieci przed pójściem spać. Zawsze spały razem z nią po
obu stronach poduszki. Miś był kiedyś biały, teraz trochę się przybrudził.
Oczy lalki zamykały się
plastikowymi powiekami, kiedy się ją kładło Miała prawdziwe włosy splecione w
dwa warkoczyki. To była lalka jej mamy. Trochę staruszka, ale nie było tego
widać po jej twarzy. Miała takie śliczne
usteczka i rzęsy na końcu powiek. Majka pokochała ją bardziej od tych
rozlicznych Barbie, które dostały rolę służących dla Elizy. Tak ją nazwała, bo
nie znała żadnej Elizy, a chciała aby jej królewna miała jedyne imię na
świecie.
Miś miał śmiesznie skrzywiony
pyszczek. Jednym kącikiem się uśmiechał a drugim płakał. Dostał imię Emil bo
był milutki. Majka czasem zasypiała na jego miękkim brzuszku, dziwiąc się, że w
nim nic nie burczy.
-No tak, przecież on je tylko
miodzik, a miód jest zdrowy!
A teraz ich nie było razem z nią!
Bez swoich nocnych towarzyszy poczuła się bardzo samotnie. Postanowiła, że
cichutko, na paluszkach, zejdzie na dół i przyniesie je do swojego łóżka.
Pewnie wtedy zaśnie bez problemów.
Wsunęła stopy w miękkie kapcie i
krok za krokiem, pomalutku zeszła ze schodów. W salonie też rozgościł się
księżyc oświetlając wszystko srebrnym światłem. Nie musiała włączać lampy, aby
stwierdzić, że na sofie nie ma jej przyjaciół.
Nie ma ich na fotelach, ani na
stoliku, nie spadły na podłogę. Nie ma ich na komodzie, ani w kuchni.
Chwilę stała zdziwiona odkryciem,
kiedy za dużym tarasowym oknem, na białej poduszce śniegu zobaczyła parę
śladów, oddalających się od okna w stronę ogrodu.
Podeszła bliżej szyby, i w
księżycowym świetle zobaczyła wyraźnie ślady łapek misia i bosych stópek Elizy.
Zdumiona swoim odkryciem, przez chwilę nie wiedziała co ma z tym zrobić, ale
jako rezolutna dziewczynka, pomyślała, że musi ich odnaleźć i sprowadzić z
powrotem do domu!
Włożyła swoją błękitną kurteczkę
z kapturem, białe kalosze i czerwony szalik. W takim ubraniu z trudem otworzyła
drzwi tarasowe i wyszła na zewnątrz. Powiew zimnego powietrza kazał jej owinąć
się szczelniej szalikiem.
Szła obok śladów, brnąc w śniegu.
Ogród nie miał ogrodzenia, po
prostu zlewał się trawnikiem z łąką i lasem. Ich ogród sięgał linii lasu, a
więc płot nie miał większego sensu. Pozwalało to na odwiedziny saren i zajęcy,
które podchodziły pod same okna domu. Ślady prowadziły chyba prosto do lasu.
Majka zobaczyła światło na granicy lasu i łąki. Starała się iść szybciej, ale
brnięcie w śniegu było dość wyczerpujące.
- Gdzie one poszły! I dlaczego
poszły? Przecież nie było im źle! Byłam dla nich dobra.
Wreszcie dotarła na skraj łąki.
Za krzakami, w głębi lasu, paliło się
małe ognisko. Jeszcze kilka kroków i dziewczynka ujrzała swoją lalkę i misia
Emila, jak tańczą wesoło z… bałwankiem! Zając stukał patykiem w pień drzewa a
wiewiórka piszczała jakąś melodię do tego rytmu.
- Hej! Co wy tu robicie! – krzyknęła
Majka.
- To bałwanek zawołał nas do
zabawy! Ty nie słyszałaś a my tak! Jutro jest koniec roku. Musimy się bawić,
tańczyć i cieszyć się, że mamy jeszcze rok życia przed sobą!- odparła rezolutna
Eliza.
- Taaak? a skąd wiecie, że macie
jeszcze jeden rok życia?
- Wiemy. Bo jesteśmy wieczne,
albo prawie wieczne. Czasem żyjemy przez wasze dwa życia! – ciągnęła Eliza
przytupując bosą nóżką do rytmu.
- Co ty taka przemądrzała się
zrobiłaś! Zimno działa ci dobrze na głowę, chyba. A teraz koniec. Ja nie chcę
zamarznąć. Natychmiast wracać mi do domu!
- Jeszcze minutkę i wracamy.
-prosił Emil. Wprawdzie ja mam futerko, ale Eliza może się przeziębić.
- Dobrze. Wrócimy, ale z
bałwankiem!
Majka czuła, że za chwilę mokre
stopy przymarzną jej do kaloszy. Zimno wdzierało się każdą szczeliną kurtki.
Gołe ręce już traciły czucie.
- Dobrze. = Zgodziła się Eliza.
Wracamy, ale szybciutko! Tylko, ja nie będę spać z bałwankiem! Niech śpi z wami
na sofie!.
Mama Majki lubiła rano, zanim
wszyscy wstaną, napić się kawy z mlekiem. Siadała sobie na sofie i obejmując
kubek, patrzyła na zimowy ogród i ptaki uwijające się przy karmniku. Odsunęła
leżące na sofie lalkę i misia i powoli, zadowolona ze swojego niezmąconego
rytuału usiadła na sofie.
Nagle wyskoczyła do góry. Kawa wylała
się jej z kubka.
- Co to?! Skąd tyle wody na
kanapie! Oj cała jestem mokra!
Szklane oczka misia popatrzyły na
lalkę, ale ta zamknęła oczy.