niedziela, 26 kwietnia 2015

Nie czytaj

Nie czytaj, jeśli nie chcesz się "zdołować".

Jeden z pięknych i koszmarnych poranków.
Wyszłam na ganek, usłyszałam gwizd kosów. Nerwowy, ale może ponaglający... Poprzedniego dnia na parapecie okna kuchennego wylądował podlotek kosa. Spojrzał na mnie ciekawskim oczkiem i wykonał niezdarny lot w dół.Tata kos był obok. Nadzorował. To było piękne. Mały... spory ptaszek z żółtymi boczkami dzioba, kompletem brązowawych piórek i czarnym okrągłym oczkiem, wpatrzonym we mnie za szybą. To był chyba jego pierwszy lot.
Dzisiaj wyszłam na ganek. Tak, to był krzyk kosa - taty, A ja odebrałam to jako zabawę z małym podlotkiem. Mały kos biegał sobie po podjeździe sąsiada, Tata wrzeszczał, nie rozumiałam dlaczego. I wtedy zobaczyłam srokę. Mignęła mi między krzewami. Włożyłam buty i wybiegłam na zewnątrz... na malutkim pagórku piasku zauważyłam jakieś ciałko. Wzięłam je do ręki. Było bardzo ciepłe. Częściowo obdarte z piórek. Sroka uciekła poganiana wrzaskiem kosa. Ptaszek był ciepły... stało się to przed chwilą. Główka zwisała bezwładnie.Oczko jeszcze błyszczące, przyłożyłam ucho do ciepłego ciałka. Nie słyszałam serca. Ptaszek nie żył. Piękny, śpiewający, elegancki kos, nie żył.
Czułam się winna, bo odebrałam krzyki jako zabawę, a to była śmierć. Mogłam temu zapobiec. Mój ptaszek nigdy nie zaśpiewa. Przez jeden dzień poczuł wiatr w skrzydłach, jeden dzień życia. Pochowałam go pod miniaturowym bzem, który kwitnie wiosną, tak jak on powinien, na liściu tulipana - wiosennego kwiatu.
Paskudny dzień.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

A jednak zdecydowałam się zaryzykować i przeczytałam...i mimo smutku duch we mnie nie upadł...Krótkie życie małego "koska" zostało zauważone nie tylko przez jego tatę - wywołało również Twój uśmiech i radość a i maluch był zapewne szczęśliwy wypróbowując swoje małe skrzydełka i odnosząc sukces. Nic to, że to tylko chwila była. Czas to pojęcie względne. A i dramatyczny koniec "kosiego" żywota doczekał się jakże pięknego i wyjątkowego finału - Twoja ciepła dłoń, płatek tulipana, własne miejsce pod bzem, który „pamięć przyniesie” zakwitając za nich oboje i Twoja poruszająca refleksyjna opowieść, która na pewno pozostanie w naszych sercach dłużej niż trwa ptasie życie. Wierz mi, ten ptaszek był prawdziwym szczęściarzem, bo dzięki Tobie już nigdy nie umrze...

julianka14 pisze...

Dziękuję, Anonimowy