Marta
Hanna Precht
słowo: koło
ZDARZENIE
Padał deszcz. Samochód szumiał oponami, rozpryskując na boki
wodę zebraną w koleinach asfaltu.
Zmierzch to nieprzyjazna pora dla kierowców. Wszystko staje
się płaskie, drzewa na horyzoncie tracą swoją wymiarowość, szosa wydaje się
krótsza
a pęd samochodu wolniejszy, niż w rzeczywistości.
a pęd samochodu wolniejszy, niż w rzeczywistości.
Julian był dobrym kierowcą. Prowadził spokojnie i pewnie.
Pozwalał sobie na duże szybkości tam, gdzie było to absolutnie bezpieczne. Nora
lubiła, jadąc w fotelu pasażera, patrzeć na jego spokojną, wpatrzoną w drogę
twarz.
Wracali z okolic mazurskich, szukając miejsca na dom. Ich
wspólny dom wybudowany według projektu Juliana, na wzgórzu Nory, z jeziorem
Juliana, usytuowanym względem stron świata, jakie poda Nora.
Potem Julian zasadzi dąb i razem wezmą z sierocińca dziecko,
którego nikt nie chciał. Oboje byli spełnieni.
- Chłodno mi w nogi - powiedziała Nora - mamy jakiś kocyk w
bagażniku?
- Chyba tak.
Julian powoli zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.
Wysiadłszy, przeciągnął się i zawołał:
- Lepiej wysiądź i pogimnastykujmy się parę minut. Zaraz się
rozgrzejesz!
- Daj mi kocyk i jedźmy, chcę jak najszybciej zobaczyć to
miejsce.
Jak opisywał je ich przyjaciel dojazd był dobry. Od głównej
szosy prowadziła wąska wybrukowana „kocimi łbami” droga. Działka była ogrodzona
tymczasowo, więc łatwo było ocenić jej dużą powierzchnię. Centralne położenie
na wzniesieniu, od razu sugerowało miejsce na dom.
To jedna z piękniejszych działek budowlanych na Mazurach, z
widokiem na jezioro.
- Jeśli wybierzemy ten projekt z oknami na cztery strony
świata, będziemy mieć wrażenie, że mieszkamy na dachu świata! - marzyła głośno
Nora.
- I ściągniemy ze Stanów mamę. Nie może tam długo być sama.
Może nam pomóc w urządzaniu się.
- Lubi dzieci... zatem będzie mieć dziecko. Po powrocie do
Warszawy trzeba się tym zająć. Procedury wiesz ile trwają.
- Musimy znaleźć na wszystko czas - podsumował Julian.
- Czy są tam drzewa? Wiesz, takie już duże, żeby nie trzeba
było czekać, aż urosną. Tuż przed domem urządziłabym duży klomb, taki z
objazdem dookoła dla samochodu. I kwiaty, dużo kwiatów.
Nora chyba już widziała ten dom, siebie z małym dzieckiem na
ręku, wśród kwiatów, ptaków i słońca.
Teraz słońca było niewiele. Październik jest kapryśny jak
marzec. Dozuje słońce jak lekarstwo na depresję, która przyjdzie w listopadzie.
- Przyjdzie albo nie przyjdzie... - pomyślała Nora - Przy
takim nawale przyjemnych obowiązków jak urządzanie na nowo swojego życia, nie
będzie jej łatwo się przedrzeć, a może nawet nie zdoła...
Na chwilę zapomniała o szosie, Julianie i deszczu, który padał
coraz mocniej. Wycieraczki skrzypiały rytmicznie.
Julian wydawał się być podobnie zamyślony. Ruch wycieraczek
hipnotyzował.
– Co się dzieje? – spytała Nora. – Dlaczego wycinają takie
piękne drzewa?
Rzeczywiście, pobocze wyglądało, jakby przeszedł przez nie
tajfun. Wielkie drzewa leżały pocięte na kilkumetrowe odcinki, a karpy z
korzeniami w ziemi krwawiły sokiem. Czekały na swojego grabarza.
– To pewnie dla
bezpieczeństwa ruchu – podsumował Julian. – A może chcą poszerzyć drogę…
Milczeli, jadąc między
martwymi drzewami. Nora posmutniała.
– Popatrz, Julian, wszystkie ptaki są bezdomne, prawda? – Co
ty opowiadasz, kochanie? Ptaki są wolne, mają dom wszędzie, gdzie zechcą. –
uśmiechnął się.
Opuścili przygnębiającą porębę. Wjechali znów w normalny,
piękny mazurski las, przez który wiodła wstążka wąskiej asfaltowej drogi.
Deszcz padał coraz większymi kroplami. Głuchy miarowy dźwięk, jaki wydawały,
działał usypiająco. Julian włączył długie światła, w których ulewa pozornie
zwiększyła swój rozmiar.
Dudnienie kropel o dach, spotęgowane odgłosami pracujących
wycieraczek i szumem opon rozchlapujących wodę, tworzyło muzykę idealną do
filmu grozy.
Oboje pomyśleli o radiu. On sięgnął, aby je włączyć, i wtedy
jakiś błyszczący obiekt wysunął się z prawej strony ściany lasu. Julian chwycił
mocno kierownicę i zdecydowanym ruchem odbił w lewo.
Niestety tamten samochód parł do przodu jakby był nieświadomy
zagrożenia.
Był już w połowie jezdni, gdy poczuli uderzenie i wstrząs.Samochód
wykonał obrót, przesuwając się nieubłaganie w lewo, wpadł w głębię rowu po
lewej stronie sunąc bokiem, i uderzył dachem w pień drzewa. Prawa strona była
zgnieciona, a koło nadal kręciło się w niezdarnym mimośrodowym ruchu.
Trzask gałęzi zmieszał się z odgłosami dachowania samochodu,
który spowodował katastrofę, i dźwiękiem delikatnej muzyki z radia Juliana. To
kompozycja Satie.
Smutna, natchniona muzyka mogła towarzyszyć im w tym
kilometrze drogi i w następnych, gdyby tamten kierowca spóźnił się choć, o
kilka sekund… albo oni nie przystanęli na chwilkę po kocyk... Nora była
wciśnięta w poduszkę i fotel skręcony w swojej osi.
Julian nadal tkwił nieruchomo, zgięty między dachem a
kierownicą.
Na jego poduszce powiększała się plama krwi. W oddali ktoś
krzyczał przeraźliwie. Deszcz padał dalej miarowo spokojnie, w coraz większej
ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz