niedziela, 8 maja 2022

 

KSZTAŁT ZAPACHU

„Zapach”

 

 

Stał nad strumykiem o niewielkiej szerokości i musiał natychmiast znaleźć się na drugim brzegu. Przeczucie klęski zasiała jedna głupia myśl, która wpadła mu do głowy tuż przed decyzją o skoku. Nagle brzeg wydał mu się zbyt grząski, z plackami jasnego błota pomiędzy trawą. Skąd nagłe zwątpienie, że nie zdoła przeskoczyć strumienia? Co w tym jest, że nagle twój mózg woła:

- Uważaj! - i tu wkrada się bezsensowne zwątpienie, jak choroba paraliżuje łydki, stopy obrazując ci pełzające własne ciało, umazane w błocie, które nieporadnie wdrapuje się na drugi brzeg.

Obejrzał się, i zobaczył to Monstrum, które szybko kroczyło za nim zdecydowanym krokiem, a w oczach miało żądzę mordu.  Potwór miał na sobie ciężki, długi płaszcz. W ręce trzymał szpicrutę, albo jakiś drąg. Co chwila uderzał tym w cholewę czarnych buciorów. Miał gorejące czerwone oczy, utkwione w jego plecach, dwa palące go punkty i paniczny strach, zmuszały go do skoku. Nabrał powietrza i zamknął oczy.

-Nie mam wyjścia! - pomyślał i skoczył.

O dziwo, brzeg okazał się twardą i skalistą skarpą! Podparł się rękami , aby nie stracić równowagi i popędził przed siebie. Po chwili obejrzał się. Monstrum walczyło z paltem, które nasiąknięte wodą swoim ciężarem utrudniało mu wyjście ze strumyka.

- Co tu się wyrabia! – myślał biegnąc. – Czego on ode mnie chce! Co ja tu robię? Gdzie mój dom, albo jakiekolwiek domy?! Co to jest!?

Słyszał kroki i miarowe uderzenia szpicruty, narzędzia kary. Czasem jego ojciec tak robił, kiedy coś przeskrobał. Stojąc w miejscu walił kijem w cholewkę buta i to wystarczało, aby poczuć zbliżające się lanie.

Biegł jak szalony, bo w końcu musi gdzieś dobiec i schować się w mysią dziurę przed tym potworem.

Był zmęczony, a jeszcze przed nim pojawiła się dość stroma górka. Zdyszany biegł ciężko w stronę nieba, które chyba zrosło się z linią ziemi, ciągle się oddalając.

Pagórek okazał się brzegiem stromego jaru, na dnie którego dojrzał drewnianą chałupę. Monstrum za nim zrzuciło płaszcz i teraz lżej biegło ciężko waląc buciorami w podłoże.

Odległość między nimi malała zastraszająco.

Wiedział, że To go dopadnie za chwilę, więc skoczył w dół z desperacją samobójcy. Wyhamował jadąc na plecach po piachu w stronę walącego się ganku. Drzwi były otwarte. Podnosząc się wpadł do wewnątrz.

Liczył na jakieś zapomniane narzędzie, łopatę albo siekierę do obrony. Nic takiego nie znalazł.

Wsunął się szybko pod drewniane łózko w kącie izby. Głowę położył płasko, aby widzieć co będzie się działo. Nawet jak Monstrum się schyli i go zobaczy, trudno mu będzie go stamtąd wyciągnąć chyba, że po prostu podniesie łóżko. Ale to też zajmie mu co najmniej minutę.

Trzasnęła pękająca deska na ganku i potwór był w środku. Sapał i charczał z wściekłości, obracając się wokół swej osi z rozłożonymi rękami.  Znowu trzask i pękła druga deska pod jego ciężarem. Zachwiał się a stopa mu wpadła aż po kolano w dziurę w podłodze. Udało mu się ją jednak wyciągnąć, i z rykiem skierował swe cielsko w stronę dawnej kuchni.

Machał łapami na boki, aż strącił z jakiejś półki szklany słój z resztką ziaren kawy. Szklany  dźwięk tłukącego się słoja, zakończył delikatny szum uwolnionych ziaren, a potem chrzęst ich miażdżenia.

Pod łóżko dotarł delikatny zapach kawy.

Sen zaczął tracić kształt, a kształt zyskał zapach. Na chwilę jego mózg znalazł się w dwóch światach. Ucichło.

- Kochanie jak długo masz jeszcze zamiar spać! Zrobiłam ci  gorącą kawę! Wstawaj!

Brak komentarzy: