KSZTAŁT ZAPACHU
„Zapach”
Stał nad
strumykiem o niewielkiej szerokości i musiał natychmiast znaleźć się na drugim
brzegu. Przeczucie klęski zasiała jedna głupia myśl, która wpadła mu do głowy
tuż przed decyzją o skoku. Nagle brzeg wydał mu się zbyt grząski, z plackami
jasnego błota pomiędzy trawą. Skąd nagłe zwątpienie, że nie zdoła przeskoczyć
strumienia? Co w tym jest, że nagle twój mózg woła:
- Uważaj! -
i tu wkrada się bezsensowne zwątpienie, jak choroba paraliżuje łydki, stopy obrazując
ci pełzające własne ciało, umazane w błocie, które nieporadnie wdrapuje się na
drugi brzeg.
Obejrzał
się, i zobaczył to Monstrum, które szybko kroczyło za nim zdecydowanym krokiem,
a w oczach miało żądzę mordu. Potwór
miał na sobie ciężki, długi płaszcz. W ręce trzymał szpicrutę, albo jakiś drąg.
Co chwila uderzał tym w cholewę czarnych buciorów. Miał gorejące czerwone oczy,
utkwione w jego plecach, dwa palące go punkty i paniczny strach, zmuszały go do
skoku. Nabrał powietrza i zamknął oczy.
-Nie mam
wyjścia! - pomyślał i skoczył.
O dziwo,
brzeg okazał się twardą i skalistą skarpą! Podparł się rękami , aby nie stracić
równowagi i popędził przed siebie. Po chwili obejrzał się. Monstrum walczyło z
paltem, które nasiąknięte wodą swoim ciężarem utrudniało mu wyjście ze strumyka.
- Co tu się
wyrabia! – myślał biegnąc. – Czego on ode mnie chce! Co ja tu robię? Gdzie mój
dom, albo jakiekolwiek domy?! Co to jest!?
Słyszał
kroki i miarowe uderzenia szpicruty, narzędzia kary. Czasem jego ojciec tak
robił, kiedy coś przeskrobał. Stojąc w miejscu walił kijem w cholewkę buta i to
wystarczało, aby poczuć zbliżające się lanie.
Biegł jak
szalony, bo w końcu musi gdzieś dobiec i schować się w mysią dziurę przed tym
potworem.
Był
zmęczony, a jeszcze przed nim pojawiła się dość stroma górka. Zdyszany biegł
ciężko w stronę nieba, które chyba zrosło się z linią ziemi, ciągle się
oddalając.
Pagórek
okazał się brzegiem stromego jaru, na dnie którego dojrzał drewnianą chałupę.
Monstrum za nim zrzuciło płaszcz i teraz lżej biegło ciężko waląc buciorami w
podłoże.
Odległość
między nimi malała zastraszająco.
Wiedział, że
To go dopadnie za chwilę, więc skoczył w dół z desperacją samobójcy. Wyhamował
jadąc na plecach po piachu w stronę walącego się ganku. Drzwi były otwarte.
Podnosząc się wpadł do wewnątrz.
Liczył na
jakieś zapomniane narzędzie, łopatę albo siekierę do obrony. Nic takiego nie
znalazł.
Wsunął się
szybko pod drewniane łózko w kącie izby. Głowę położył płasko, aby widzieć co będzie
się działo. Nawet jak Monstrum się schyli i go zobaczy, trudno mu będzie go
stamtąd wyciągnąć chyba, że po prostu podniesie łóżko. Ale to też zajmie mu co
najmniej minutę.
Trzasnęła
pękająca deska na ganku i potwór był w środku. Sapał i charczał z wściekłości,
obracając się wokół swej osi z rozłożonymi rękami. Znowu trzask i pękła druga deska pod jego
ciężarem. Zachwiał się a stopa mu wpadła aż po kolano w dziurę w podłodze.
Udało mu się ją jednak wyciągnąć, i z rykiem skierował swe cielsko w stronę dawnej
kuchni.
Machał
łapami na boki, aż strącił z jakiejś półki szklany słój z resztką ziaren kawy.
Szklany dźwięk tłukącego się słoja,
zakończył delikatny szum uwolnionych ziaren, a potem chrzęst ich miażdżenia.
Pod łóżko
dotarł delikatny zapach kawy.
Sen zaczął
tracić kształt, a kształt zyskał zapach. Na chwilę jego mózg znalazł się w
dwóch światach. Ucichło.
- Kochanie
jak długo masz jeszcze zamiar spać! Zrobiłam ci
gorącą kawę! Wstawaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz