PROLOG
Przybrałam postać mrówki. Zawsze chciałam
obejrzeć świat z jej perspektywy, ale jakoś nie było czasu. Tam, gdzie przebywałam
czas nie istniał a więc nie czułam jego braku. Tutaj Bytom inaczej. Ścieżka, którą
szłam była wydeptana milionami mrówczych łapek. Ziarnka piasku mieniły się w
słońcu jak diamenty. Co jakiś czas musiałam omijać leżące na drodze patyczki,
szyszki, liście i kamienie. Szłam tam, gdzie szły inne mrówki ze zdobyczami w
pyszczkach, czyli pewnie do mrowiska.
Zawsze dziwiła mnie ich budowa. Były
złożone z trzech części połączonych cieniutkimi fragmentami, niepasującymi do
tego, co łączyły. Wielka głowa z oczami z boku, aby zrobić miejsce na wiecznie
poruszające się długie, załamane czułki, potem jakieś zdeformowane ciałko
główne i wreszcie ten odwłok, ogromny, paskowany, trzymający się na cienkiej
szypułce całej reszty. Mimo wszystko zadziwiały „zręcznością” łapek. Potrafiły
lekko biec, nawet z ciężarem zdobyczy. Zawsze wiedziały gdzie jest ich dom.
Udawałam, ze coś niosę i szłam dalej z
nimi. Nagle jedna z nich podbiegła do mnie i zaczęła mnie głaskać czułkami po
głowie. To nie było przyjazne, ale też nie agresywne. Widocznie coś jej nie
podobało. Wyglądałam tak samo, ale nie pachniałam tak jak one. Stałam spokojnie,
choć wiedziałam, ze popełniłam błąd. Mogło mnie to kosztować życie.
Mrówka nie była chyba zbyt bystra.
Pomacała mnie tu i ówdzie i odeszła. Pozostawiła na mnie odrobinę swojego
zapachu, mogłam czuć się bezpieczniejsza.
Wiedziałam, co mam zrobić, kiedy dotrę do
środka mrowiska. Muszę zniszczyć ten dom. Bez żadnych skrupułów, bezlitośnie.
Tak jak zniszczono mój i mnie samą. Byłam królową zemsty. Bez niej moje
istnienie nie miałoby sensu.
Kiedy dotarłam do mrowiska zaczął się mój
dramat. Żołnierze nie byli tak głupi, aby mnie wpuścić do środka. Podbiegło do
mnie kilku. Kiedy zobaczyłam ich wielkie kwadratowe łby i potężne żuwaczki,
wiedziałam, że za chwilę mnie pokroją na części i wniosą oczywiście do środka,
ale jako pożywienie dla reszty. Wykorzystałam chwilę, w której nie mogli się
zdecydować, który zaatakuje pierwszy i uciekałam ile sił w łapkach. Gonili
mnie! A Jakże! Byłam szybsza.
Na noc schowałam się w zwiniętym liściu,
rozważając inne wcielenie. Już nic mi mądrego do głowy nie przychodziło. Byłam jastrzębiem,
rekinem, lwem, za każdym razem ponosiłam porażkę. Domy ich ofiar były
jednostkowe, zbyt małe. Pomyślałam, że mrówki budują społeczność i są
stosunkowo łatwą zdobyczą. Na pszczoły albo termity nie mogłam się zdecydować.
Były jak mi się wydawało inteligentniejsze od mrówek.
Musiałam jednak cos wymyśleć. Moja zemsta
miała określony czas i jego przekroczenie spowoduje, że wrócę do świata
zmarłych zawieszonych w próżni, że nie dopełni się sprawiedliwy wyrok za mój
ból, upokorzenie i strach. To była moja zemsta, niezgodna z prawem świata
umarłych, jakimkolwiek logicznym myśleniem, ale czułam, że muszę niszczyć każdy
dom, każde szczęście i porządek, jakie napotkam na swej drodze.
***
1 komentarz:
To tylko początek. Teraz (styczeń 2014 mam około 30 stron, wolno mi to idzie)
Prześlij komentarz